Stanisław Borowiecki
Jedziemy do szkoły w Lipinach, gdzie woźnym jest Stanisław Borowiecki, harmonista. Zastajemy go, jak zatyka flagi – nazajutrz jest rozpoczęcie roku szkolnego. Borowiecki wolałby nagrywać w połowie września, kiedy będzie wolniejszy, możemy wtedy – mówi – sfilmować przy okazji szkolny zespół, który odgrywa „wesele opoczyńskie”, upieram się jednak, żeby nagrywać dzisiaj. Zastanawiamy się, z jakim skrzypkiem, bo okazuje się, że mieszkający w L. Marian Frasuński zmarł w ubiegłym roku. Borowiecki jest pogniewany z Feliksem Wielgusem i nie chce nagrywać z Henrykiem Żakiem, bo mu się nie podoba jego gra. Decyduje się w końcu na Jana Borowieckiego, który jest jego stryjecznym bratem i uczył się u niego grać. Bębnista jest na miejscu, to Stanisław Rataj, z którym już go kiedyś nagrywałem. Borowiecki idzie po Rataja, a potem do domu po harmonię. Nie ma go bardzo długo, a gdy przychodzi, okazuje się, że żona nie pozwala mu iść z nami. Idę z nim do domu. Kobieta z płaczem mówi mi, że na samą myśl o tym, że jej mąż pójdzie grać do swojej rodziny, chce jej się płakać, bo to oni go rozpili. Był nauczycielem w tej szkole, ale przez pijaństwo zdegradowano go do woźnego. Długo ją namawiam, solennie obiecując, że nie będziemy pili i sam odwiozę męża niedługo – naprawdę nie było to łatwe.
Jedziemy do Jana Borowieckiego, ale nie ma go w domu. Żona mówi nam, że gra na weselu w Domaniowie i wróci koło piątej po południu. Jedziemy do Jana Bielskiego, skrzypka z tej samej wsi. Nie ma go również w domu, sąsiedzi mówią, że gra na weselu. Borowiecki proponuje, żeby jechać do Czesława Szczepańskiego, z którym grywa po weselach jego kuzyn, bo tam zwykle po weselu zajeżdża cała kapela. Jedziemy tam – jeszcze ich nie ma. Postanawiamy jechać na wesele. Do Domaniowa trzeba przeprawić się promem przez Pilicę. Wjeżdżamy na prom, ale przewoźnik mówi nam, że Jan Borowiecki z kapelą niedawno jechał żukiem z wesela, rozminęliśmy się, bo pojechali na skróty łąkami. Zawracamy.
Na podwórku stoi żuk – nareszcie ich mamy! Jan Borowiecki jest zmęczony i tęgo podpity, grał na weselu 24 godziny z dwugodzinną przerwą na sen, ale chętnie godzi się jeszcze pograć. Wychodzą z domu pozostali muzykanci, Szczepański, akordeonista, pokazuje mi popuchnięte jak banie ręce. Proszą Stanisława Borowieckiego, żeby im zagrał obera „Jak diabeł z niewoli wracał”. Ten zaczyna grać, dołącza się Jan na skrzypcach, perkusista z werbelkiem i zaczyna się muzykowanie.
W końcu udaje nam się zabrać Jana do jego domu. Jego żona jest bardzo miła i pomocna w organizowaniu nagrań. Rataj mówi mi, że dawniej jak Stanisław jechał do rodziny, to siedział i pił i cztery dni, dlatego żona nie chciała go puścić. Do izby, w której nagrywamy, schodzi się pół wsi i liczna rodzina Borowieckich, widać, że Stanisław jest tu bardzo lubiany i ludzie cieszą się z jego przyjazdu.
Stanisław Borowiecki mówi, że gra na weselach od 14 roku życia. Czasami grywa dla zespołu ludowego w szkole w Lipinach (podobno szkoła kupiła basy po równie słynnym skrzypku Janie Jaźwiecu z Ossego, ale nie miał się kto nimi opiekować i zniszczyły się, a w końcu spalono je w piecu). Borowiecki grywał z Boguszem aż do jego śmierci w 1945 roku. Przedtem Bogusz grywał z Michalskim z Klwowa, ale Borowiecki „odbił mu” Bogusza. Uczył też grać na skrzypcach i na harmonii wielu muzykantów.
Po nagraniach idziemy do Łosia (śpiewaka), żeby zobaczyć nagranie. Zeszło się chyba pół wsi. Zawsze zachwycają mnie reakcje ludzi na film nakręcony w ich wsi. Pojawienie się na ekranie kogoś znajomego witane jest salwami śmiechu. Muzykanci są skupieni i napięci, co nie przeszkadza im śmiać się z siebie nawzajem. Odwozimy Borowieckiego i Rataja. Na pożegnanie Borowiecki z wielką dumą opowiada nam, jak we wsi ktoś go chciał po cichu poczęstować wódką, ale on stanowczo odmówił.
Zeszyty etnograficzne, 31 sierpnia 1986
Fotografie archiwalne: Archiwum Muzyki Wiejskiej
Biogram
Stanisław Borowiecki 1925-1988
Harmonista Stanisław Borowiecki to ważna postać dla zrozumienia muzyki wiejskiej. Był drugim pokoleniem harmonistów radomskich. Uczył się grać w Mogielnicy u Stanisława Miazgi. Przez rok grywał z jego kapelą na weselach. Potem dobierał sobie do kapeli skrzypków: Józefa Ciapę z Gór koło Nowego Miasta, Stasiaka z Pobiednej. Później grał z legendarnym skrzypkiem Janem Boguszem i swoim ojcem Andrzejem na barabanie. Bogusz przestał wtedy grać z Janem Michalskim z Klwowa – jednym z pierwszych, którzy grali w tym rejonie na harmonii w ogóle…
Po przedwczesnej śmierci Bogusza (1918-1945) stworzył kapelę rodzinną ze skrzypkiem Janem Borowieckim, którego uczył gry i trębaczem Józefem Borowieckim. Andrzej, ojciec Stanisława, bębnił na barabanie. Ważną cezurą jego życia było podjęcie pracy w szkole w Lipinach, gdzie był z początku nauczycielem, potem woźnym. Uczył młodzież grania w zespole folklorystycznym, który prowadził Jakub Gossa. Ta praca nie pozwoliła mu na aktywne granie po kilkudniowych weselach. Ostatnie wesele na którym grał było w 1974 roku. Stanisław Borowiecki grał kajockie mazurki, ale też obery opoczyńskie, w których specjalizował się zespół z Lipin. Na folklory chodził z zespołem “Opocznianka” i jak prawie wszyscy muzykanci z okolicy grywał w zespole folklorystycznym zakładów “Gerlach” w Drzewicy.
Publikacje:
2001 – Ostatni wiejscy muzykanci Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Prószyński i S-ka (2012 – drugie wydanie, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona)
Dyskografia:
2010 – Mistrzowie harmonii. Triumf i porażka, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona
Artykuły powiązane: