Marian Pełka
Wyjeżdżamy wczesnym popołudniem. Po drodze wstępujemy do skrzypka Stefana Jarosińskiego (ur. 1922). Obok drewnianego domu stoi prawie ukończony duży, dostatni, piętrowy dom. Żona Jarosińskiego mówi nam, że mąż pojechał już na motocyklu do Kłudna na nagrania. Przed samą wsią widzimy jadących na motocyklu Jarosińskiego i Stanisława Wlazłę, mówią, że jadą po bębenek do domu kultury w Wieniawie (został tam po ich ostatnich występach, bębenek jest własnością Wlazły). Jedziemy do Mariana Pełki (ur. 1936), harmonisty, który jest w tej wsi sołtysem. Pełka z rodziną siedzi pod drzewem i kończą obiad. Nagrania miały się odbyć tydzień temu, ale Pełka przysłał list z prośbą o przesunięcie terminu z powodu wesela syna.
Rodzina Pełków ma tradycje muzyczne. Ojciec Mariana był znanym skrzypkiem, jego brat Władysław jest harmonistą, ale obecnie nie gra, bo leży chory w szpitalu. Pełka uczył się najpierw na pedałówce, potem jako kawaler wolał grać na harmonii trzyrzędowej, bo wydawała mu się „bardziej nowoczesna” od pedałówki i można było z nią odprowadzać młodych do ślubu. Dopiero jak przestał chodzić po weselach, jakieś trzy lata temu, powrócił do pedałówki, aby grać na festiwalach folklorystycznych.
Pełkowie są bardzo mili i gościnni, częstują nas kapuśniakiem z mięsem. Tymczasem wraca Wlazło z Jarosińskim, przywożąc bębenek. […] Pełka bez kłopotu przypomina sobie nowe oberki i widać, że jest doskonale zgrany z Jarosińskim. Z rozmów wynika, że jako chodzący do ostatnich lat po weselach, zna tanga, fokstroty „i nowoczesne przeboje”, ale Pełka nie chce ich grać. To skutek przeszkolenia przez instruktorów od folkloru – walce i tanga to nie „folklor” i nikt nie powinien wiedzieć, że muzykanci je znają.
W czasie nagrań często wspominamy Jana Wlazło, wspaniałego, przedwcześnie zmarłego na raka harmonistę (młodszego brata Stanisława). Pamięć o nim jest stale obecna, dochodzi w związku z tym do niezwykłej i dramatycznej sytuacji. Po jakimś brawurowo wykonanym oberku, gdzie Stanisław Wlazło szaleje z bębenkiem i śpiewa, Pełka zapowiada, że teraz zagrają oberka nieżyjącego Jana Wlazło. Stanisław zaczyna bębnić, ale jakoś niesporo mu to idzie i widzę, że zaczyna płakać. Rzuca bęben na łóżko i płacząc, wybiega z pokoju. Płacze też Pełka i jego żona, Jarosiński jest bardzo wzruszony. Muzykanci kończą bez bębna tego obera, który nabiera niespodziewanie dramatycznego wymiaru. Trudno wyobrazić sobie większy hołd, złożony artyście i człowiekowi. Sam jestem bardzo wzruszony. Małgorzata wychodzi za panem Stanisławem, który chlipie w sieni, i obejmuje go czule, a pan Stanisław przytula się do niej jak dziecko. Przerywamy nagranie, muzykanci palą papierosy, rozmawiamy, wspominamy Jana Wlazło. Pan Stanisław, który go wychowywał przedwcześnie osieroconego (6 tygodni) i uczył grać, mówi, że nie było nad niego harmonisty w całej okolicy. Sam pamiętam, jak kilka lat temu na skutek złej opieki lekarskiej amputowano Janowi palec wskazujący prawej ręki i mimo to grał! Pełka mówi o nim, że dobry był człowiek, bo nie zazdrosny, nawet pozwolił mu na jakimś konkursie zagrać na swojej harmonii.
Po skończeniu nagrań wyświetlam film u sąsiadów – zbiera się sporo ludzi. Wlazło jest bardzo zadowolony z tego filmu i z siebie, i chwali mnie wielokrotnie. Robi się ciemno, a Wlazło ma krowy na pastwisku ok. 3-4 km za wsią. Podwożę go tam po nieprawdopodobnych wertepach. Po drodze Wlazło opowiada mi swoje przeżycia wojenne, jak Niemcy zorganizowali „kołchoz” i kazali chłopom w nim pracować. Wlazło łowił ryby w stawie i Niemiec go złapał (było to zimą), rozebrał, przywiązał za ręce do bryczki i wlókł przez wieś, siekąc batem, krzycząc „ripki, ripki”.|
Wracamy ok. 22, przejechałem 110 km.
Zeszyty etnograficzne, 23 sierpnia 1987
Gradosy
Kapelę rodziny Pełków nazywano Gradosy. Ojciec Wojciech grał z synami. Krótko ich trzymał, żeby na weselu się nie opili i gdzieś nie zapodziali. Syn Marian założył się ze znanym tancerzem, który pierwszy się zmęczy – on grając, czy tancerz tańcząc. Po drugim tańcu potknął się, wpadł do sieni i zemdlał. Musieli go cucić.
Jak się ocknął, to żądał rewanżu. Kto więcej wypije. No i Marian (chłopak jeszcze) się upił. Urwał mu się film, leży bez ruchu. Przychodzi ojciec. Najpierw ochrzanił tancerza, gdzie ma głowę, żeby takiego gówniarza spoić, kto teraz będzie grał na harmonii? Jak syn wytrzeźwiał, to mu w zęby: „Ty gówniarzu, będziesz mi się tu opijał na weselach?”.
Innym razem M. zapodział się z panienką i nie zdążył na grę. – To mi ojciec tak siepnął smykiem w ucho, że mnie przez całe wesele bolało. Wolałbym dostać w zęby niż smykiem. Ale M. coraz częściej znikał w czasie przerw. To ojciec ustalił, że będzie go wzywał waleniem w wielki bęben. Do trzech razy.
– Jak byłem w sadzie z dziewczyną i słyszę bęben, du-du, potem szybciej, du-du-du, to już lecę na granie. Boję się, że oberwę. Ale potem jak już gdzieś byłem umówiony z dziewczyną, nawet jak nie było wesela, to nasłuchiwałem, czy nie słyszę tego du-du-du na bębnie!
opowieść z 2003 roku, fragment książki Sprzedana Muzyka Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Czarne, 2007
Fotografie archiwalne: Archiwum Muzyki Wiejskiej
Biogram
Marian Pełka 1936-2013 / Radomskie
Marian Pełka z Kłudna pochodził z muzykanckiej rodziny, grywał na weselach ze swoim ojcem, znanym na okolicę skrzypkiem i braćmi. Grał na harmonii pedałowej (jak wielu harmonistów w okolicach Szydłowca).
W 1997 kapela Mariana Pełki zdobyła Złotą Basztę podczas Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. W 1998 Kapela Mariana Pełki otrzymała Nagrodę im. Kolberga.
Publikacje:
2001 – Ostatni wiejscy muzykanci Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Prószyński i S-ka (2012 – drugie wydanie, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona)
2007 – Sprzedana muzyka Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Czarne
Dyskografia:
2007 – Czas harmonii. Pierwsi harmoniści, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona
2010 – Mistrzowie harmonii. Triumf i porażka, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona
Artykuły powiązane: